Nie ma co ukrywać, że w ciągu ostatnich kilku lat czytelnictwo w Polsce, jak i poziom wielu publikacji równają w dół. Nie skończyłam polonistyki ani literaturoznawstwa, aby rościć sobie prawo do oceniania autorów oraz ich czytelników. Niemniej jednak, to co napiszę wynika z obserwacji i odczuć osoby, która wychowała się na literaturze klasycznej.
Do dzisiejszego wpisu zainspirowały mnie dwie kwestie. Pierwsza z nich to wywiad z autorką poczytnych w Polsce powieści erotycznych, miałam pecha natrafić na nią na jednej ze stacji telewizyjnych. Z drugiej strony wpadły mi w ręce stare notatki z „Dzienników” Witolda Gombrowicza, a szczególnie fragmenty, w których autor opiniuje twórczość Henryka Sienkiewicza, Stefana Żeromskiego, Stanisława Wyspiańskiego i Stanisława Przybyszewskiego. Sienkiewiczowi wytknął, że dla niego „zespolenie z ludźmi było ważniejsze od zespolenia z prawdą, był z tych, którzy szukają potwierdzenia własnej egzystencji w cudzym bycie”. Można to odczytać, jako zarzut pisania pod publikę. Żeromski oberwał za to, że „nie umiał wybrać sobie tematu”, a Wyspiański „jest jednym z największych wstydów naszych”, ponieważ zdaniem Witolda realizował źle pojętą przez Polaków wielką sztukę. Zaś Przybyszewski to „pajac i błazen”, którego demoniczne pisarstwo na polskim gruncie jest jeszcze bardziej szmirowate i tandetne.*
Zadałam sobie pytanie- co nasi niedocenieni pisarze jak na przykład Witkacy, Gombrowicz czy Mrożek powiedzieliby o dzisiejszych pisarzach i ogólnie o stanie literatury w Polsce? Z pewnością zabrakłoby odpowiednich słów, aby to wszystko opisać. Czasami przemknie po mojej głowie myśl- „dobrze, że oni nie dożyli tych czasów; czasów literackiej degrengolady i wszędobylskiego chłamu”. Zdaję sobie sprawę z tego, że po prostu jest popyt na takie, a nie inne „dzieła”. W końcu przyjemniejszą i łatwiejszą lekturą są publikacje typu: opisy fantazji erotycznych (szczególnie dla niewyżytej i powierzchownie pruderyjnej części tego społeczeństwa) oraz poradniki pani Chodakowskiej, Cichopek, Krzysia Ibisza, czy autobiografie młodych celebrytów. Niewygodna natomiast staje się książka, która wymaga zatrzymania się i MYŚLENIA. Dokładnie tak samo jest w muzyce- triumfy święcą gwiazdy disco polo, tylko dlatego, że idealnie wpasowują się w tok myślenia większości ludzi, byle było miło, przyjemnie, wesoło. Tekst chwytliwy- nie pobudza do refleksji, nie angażuje zbytnio szarych komórek.
Lecz czego wymagać i od kogo? Gdy na studiach usłyszałam zdanie pewnej pani profesor „dobrze, żeby ludzie czytali chociaż program telewizyjny, to już rozwija”- spadły klapki z moich oczu. Dotarło wtedy do mnie, że ta równia pochyła dotyczy już każdej sfery życia. Jedyne czego teraz się wymaga to nienaganny wygląd, dzięki któremu wszystko można sprzedać, a świat ludzi sukcesu stoi przed tobą otworem. Niestety, ten trend dotknął także literaturę, zatem witaj w świecie literackiego disco polo! Jeszcze tylko brakuje tego, żeby w księgarniach do książek dodawali kolorową disco kulę, która stworzy odpowiedni klimat do czytania lub oglądania ilustracji uśmiechniętych fit celebrytek.
* Powyższe cytaty pochodzą z „Dziennika 1953-1956”.