Gastroseans

Nie, nie, nie. Dzisiaj nie będzie o problemach żołądkowych, przynajmniej nie dosłownie… Jednym z moich ulubionych zajęć jest oglądanie filmów, zarówno w kinie, jak i w domowym zaciszu. Oglądanie filmu to dla mnie swego rodzaju rytuał, podczas którego przenoszę się do innego świata. Jedyny gatunek, jakiego unikam w całym wachlarzu opcji do wyboru to komedie romantyczne. Tak poza tym, to nie pogardzę ani sci-fi, ani sensacją, ani filmami biograficznymi (te akurat od pewnego czasu należą do moich ulubieńców).

Kilka tygodni temu wybrałam się z mężem do kina, nieważne na jaki film, nie będę pisać recenzji, bo każdy ma swoje preferencje, a ja nie poczuwam się do bycia krytykiem-filmoznawcą. Zatem, nie będę tutaj dywagować na przykład na temat ukrytych znaczeń w filmach Larsa von Triera albo ilości przekleństw u Tarantino. Chciałabym natomiast skupić się na pewnym zjawisku, które ku mojemu przerażeniu nabiera na sile zamiast słabnąć… A mam tutaj na myśli GASTROSEANSE, czyli wielkie żarcie w kinie. Przerażają mnie hordy ludzi z kubełkami pełnymi śmieciowych zapchaj-du**-popcornów-chipsów-nachos itp.itd.. Zastanawiało mnie od zawsze, czy dany osobnik rzeczywiście nie jest w stanie wytrzymać około 2 godzin bez jedzenia? Albo te mini-wiaderka pepsi, po których w połowie filmu opróżnia i wypróżnia się połowa sali . I te grupki wychodzących do toalety… Szczególnie kobiety, które wychodzą całymi grupami, żeby resztę filmu spędzić na miłych ploteczkach w WC. Obecnie jeszcze do tego doszła era smartfonów, które niczym lampiony rozświetlają ciemność sali kinowej, bo jeden z drugim musi pochwalić się światu, że właśnie siedzi w kinie #siedzewkinie #niewiemocochodzi #niechcemisieczytacnapisow. Naprawdę, nie dziwię się Tomkowi Beksińskiemu, który podobno miał w zwyczaju zwracać ludziom uwagę na ich głupie zachowania w kinie. Gdyby teraz żył, to dopiero stałby się znerwicowanym człowiekiem…

Ponadto przypomina mi się anegdota Młynarskiego, który opowiadał o Janku Himilsbachu, że pewnego dnia wpadł pijany bodajże do SPATiFu i krzyknął „inteligencja wypier*****!!”. Sama mam ochotę tak krzyknąć, tylko w tym wypadku słowo „inteligencja” byłoby zupełnie nieadekwatne. Często, gdy podczas rozmowy wychodzi temat filmów i próbuję go pociągnąć dalej, to moi rozmówcy schodzą na inne tory, chociaż wcześniej sami chwalili się, jakimi to są kinomaniakami. Dopiero potem okazuje się, że owszem byli w kinie, ale nic z tego nie zapamiętali, bo zajmowali się czymś zupełnie innym, ALE BYLI, więc to JUŻ COŚ. Tu naprawdę nie chodzi o to, żeby oglądać jakieś francuskie kino niezależne i wymądrzać się na każdym kroku. Po prostu warto być uważnym, słuchać, patrzeć, oglądać, wyrabiać sobie swoje zdanie, to przecież nie boli… W odróżnieniu od bólu odbytu, gdy dostaniesz rozwolnienia od starego sosu do nachos…

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s