Kilkanaście lat temu usłyszałam w monologu Andrzeja Grabowskiego zdanie „nikt wam nie da tyle, ile ja wam mogę obiecać” i o ile wtedy śmiałam się z tego do rozpuku, tak dzisiaj dla mnie to zdanie jest brutalną codziennością przedwyborczą. Staram się stronić od polityki, ale nadchodzące wybory powodują eskalację różnego rodzaju absurdów, wobec czego nie da się być obojętnym. Nie zamierzam pisać kto jest lepszy, uczciwszy, bardziej pracowity, bo prawda jest taka, że wszyscy jadą na tym samym wózku.
Gdy spoglądam kątem oka na te wszystkie wyretuszowane twarze na plakatach wyborczych, na wyuczone pozy i hasła z kategorii mowa-trawa to już do reszty tracę wiarę w sens wybierania jakichkolwiek przedstawicieli społeczeństwa. Tym bardziej, że do świata polityki coraz chętniej pchają się osoby, które jedyne co mają do zaoferowania to golizna na Instagramie lub aktorskie kreacje wątpliwej jakości. Do tego te debaty na tematy światopoglądowe- co one wnoszą w codzienne życie przeciętnego obywatela? No tak, lepiej drzeć na sobie szaty w sprawie religii lub LGBT+ niż podać konkretne propozycje działań w sferze gospodarczej. Wygodniej dyskutuje się o mowie nienawiści, czy problemach osób homoseksualnych, niż podaje twarde dane dotyczące teraźniejszości i dalszych perspektyw na rozwój kraju. Brakuje jeszcze organizowania wystawnych uczt dla wyborców, wielkie żarcie połączone z promowaniem partii i praniem mózgu, niczym spotkania z oszustami od cudownych garnków za kilka tysięcy. Efekt ten sam- źle złożony podpis, niepotrzebne graty w życiu i pustki na koncie. A przecież miało być tak dobrze…
Nie wiem jak Was, ale mnie męczy oglądanie wciąż tych samych twarzy od wielu lat, to zmienianie barw politycznych byleby wyjść na swoje. Nade wszystko jednak najgorszym przewinieniem polityków wobec obywateli jest traktowanie ich jak półgłówków, których da się kupić za każdą obietnicę. Dam Ci wszystko czego pragniesz, ale sam sobie za to zapłacisz i przy okazji nabijesz też moją kieszeń. Z drugiej strony nie dziwię się, że tak się dzieje, bo ludzie pozwalają na to by być tak traktowanym, skoro liczy się tylko konsumpcjonizm to pójdzie się za tym, który najwięcej da, nieważne jakim kosztem. Już dawno temu Jeremi Przybora ukrył w piosence „Ząb, zupa, dąb” słowa, które idealnie odzwierciedlają współczesne relacje polityk- obywatel:
„ wy znów będziecie chcieli
pieniędzy i niedzieli,
i innych dupereli
wciąż ostrząc na nie ząb…”.
Pieniądze są i podobno ma być ich jeszcze więcej, niedziele też są, więc czas na duperele, przynajmniej dopóki ból nie wykrzywi gąb.