Na pohybel wszelkim zakazom, nakazom i zarazom- spaceruję. Codziennie. Po kilka kilometrów. W zasadzie są to szybkie marsze, bo waćpani biegać nie wolno, ale wolno chodzić, nawet niekoniecznie wolno a szybko nawet, byle nie biegać. Ot, taka fanaberia jakaś doktórska.
No i chodzę sobie tak szybko. Właśnie tak. Nie zmienia to jednak faktu, że skrzętnie wszystko obserwuję, czy aby ktoś nie kichnie, nie smarknie, czy złym okiem nie spojrzy, czy nie podrzuci mi jakiegoś biologicznego konia trojańskiego. Codziennie mijam grupki starszych pań, które tak samo jak ja rzuciły wyzwanie propagandzie i spacerują, ćwiczą, obnoszą się ze swoim jestestwem w parkach, lasach, a i nie boją się afiszować w centrum miasta. Ryzykuję jak i one, bo przecież świeże powietrze zabija, szczególnie śmiercionośne jest dla komórek mózgowych tak wytrwale budowanych i wspomaganych przez smartfony, komputery, telewizory, instagramy, jutuby, tiktaki i inne tam takie.
Aktywność na świeżym powietrzu ma wiele minusów… Na przykład takie ujemne temperatury, które powodują zamarzanie wody z mózgu, a media tak dbają o to, by jej poziom był stale wysoki. I w ogóle najlepiej, żeby tam wrzało, kotłowało się od niepotrzebnych, paranoicznych myśli. Tylko jednostka posiadająca kibiatok pod kopułką jest jednostką wartościową.
Wiem, są rzesze ludzi, którzy jak konie czekające w boksach na sygnał zwiastujący start, oczekują aż zostaną otwarte siłownie. Żeby z kiszenia się w chałupie przejść płynnie do kiszenia się między innymi spoconymi ludźmi. Gdyby ktoś ponad 30 lat temu, gdy jeszcze żyła moja babcia, powiedział jej, że przyjdą czasy, że ludzie będą płacić za możliwość chodzenia w miejscu, to pewnie by się setnie uśmiała. Tak, babcia Anka usiadłaby na krześle i próbowałaby dojść do sedna tego absurdu, a babcia Ewa stara luterka stwierdziłaby, że to pewnie jakiś diabelski wymysł. A jednak to nasza współczesność, rzeczywistość metairracjonalna. Zdrowsze jest siedzenie wśród własnych bąków, wdychając kurz, opary z farb, które mamy na ścianach, niż wyjście na zewnątrz, gdy grozi nam tajemniczy Covid- IQ19.
Pewnie mi powiecie, że przecież są donosy, o tłumach ludzi w lasach, a w weekendy w parkach jest sporo spacerujących. Otóż, drodzy państwo, są to uciekinierzy. Ludzie, którzy w akcie desperacji wychodzą na łono natury, tylko dlatego, że mają już dosyć samych siebie, swoich domowników, a niestety, póki co kina, kluby i galerie handlowe nie są czynne w takim wymiarze, do jakiego uciekinierzy są przyzwyczajeni. Dlatego z braku laku dobry kit.
Reasumując, zostańcie w domach, zostawcie więcej miejsca dla ludzi takich jak ja- opornych, odpornych, kochających przyrodę i całą ziemię w jej nieczłowieczej doskonałości. Zostańcie w domach, jeżeli nie potraficie docenić uroku lasu, bo myślicie o nim tylko jako o jedynym miejscu ucieczki. Oglądajcie z rumieńcami na twarzy wszystkie wiadomości, spoty reklamowe, filmiki o walce i biedzie- ja tymczasem wyjdę na zewnątrz, pooddycham świeżym powietrzem, docenię zieleń traw i drzew, będę sobą i z sobą- nie z przymusu, a dla przyjemności. #jestemwolna #wychodzęzdomu

autor: Agata Masternak (Gurding)
Popieram! Czytałem też, że noszenie maseczek powoduje wilgoć w płucach, a jak wiadomo, to prosta droga do gruźlicy i powikłań mózgu. Chce nas wykończyć DobrzeWiemyKto!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bo woda ma być tylko w (z) mózgu, a nie gdzieś tam w płucach albo co jeszcze gorsze w nerkach i pęcherzu! A tak wogle to, na maseczki sikają trolle papuaskie, które na zlecenie MyWiemyCzyje, mają nas wykończyć żebyśmy zagłosowali MyWiemyZaKim albo żebyśmy wyzionęli ducha w razie oporu!
PolubieniePolubienie