Fakty, nie mity, o ludku luterskim.

Jerzy Pilch, który tak samo jak i ja pochodził z Wisły, przemycał w swojej twórczości wiele smaczków typowo protestanckich (zainteresowanych szczególnie odsyłam do książki Wiele demonów ). Jednak te smaczki są w stanie zauważyć i docenić tylko ludzie znający temat i specyfikę tego wyznania. Ja urodziłam się w mieszanej rodzinie ewangelicko-katolickiej, a jakby tego było mało bracia mojego taty poszli w radykalne odłamy protestantyzmu- zostali tzw.zielonoświątkowcami, weszli na tyle głęboko w ten sekciarski świat, że zamknęli się na niezielonych członków rodziny. I tu się zaczyna, a w zasadzie kończy bajka o cudownej wielowyznaniowej Wiśle, gdzie wszyscy żyją pięknie i zgodnie bez względu na religię, kolor skóry i status społeczny.

Ewangelicy uchodzą w powszechnej opinii za ludzi pracowitych, pobożnych, prostych i lojalnych, takie chodzące ideały, co to wody nie zmąci, można nim zaorać pole i nawet nie piśnie, tylko w duchu się pomodli. Za przykład tego typu myślenia niech posłuży historia z czasów, gdy dojeżdżałam do szkoły średniej ponad 30 km od mojego miejsca zamieszkania. Otóż pewnego dnia przyszedł do naszej klasy nowy nauczyciel, otworzył dziennik i stwierdził, że na podstawie ocen ze wszystkich przedmiotów zgadnie, kto jakiego jest wyznania. Klasa wybuchła śmiechem, ale miny zrzedły, gdy podał moje imię i imię kolegi i stwierdził: wy jesteście protestanci, bo jesteście najlepszymi uczniami. No i cóż, miał rację. Musieliśmy się zrzucać na kanapki śledziowe dla pana profesora.

Polski ludek luterski nie tylko nieliczny, ale i mdły.

Jerzy Pilch, Dziennik

Wiem, że lepiej mieć przypiętą łatkę pracowitego i prostego, niż lenia, czy złodzieja, ale dlaczego nikt nie zakwestionuje ideału? Ewangelicy wydają się być otwartymi i tolerancyjnymi ludźmi, bo nakazuje im tego wiara. Te wszystkie super przymioty nie wynikają w większości przypadków ze szczerych chęci, ale z nakazu bożego. Ta pozorna porządność i dogłębna nijakość tworzą mur, którym można się odgrodzić od obcych, bo przed nimi przecież trzeba się pokazać tylko z jak najlepszej strony albo nie pokazywać się wcale.

Słynne historie o tym, jak to w Wiśle wszyscy żyją zgodnie można wsadzić między bajki i to takie kiepskie, pisane przez jakiegoś moczymordę. To, że nie ma otwartej agresji i konfliktów, nie oznacza zgody, o tolerancji już nawet nie wspominając. Pozorna idylla trwa dzięki temu, że każdy sobie rzepkę skrobie. Każde wyznanie, czy sekta kisi się we własnym sosie. Między sobą zawiązują związki małżeńskie, swoim zawsze zapewnią jakąś pracę, swoje brudy ukryją. Lecz nawet w kontaktach ze swoimi nie zawsze jest kolorowo, w czym upewnił mnie ksiądz przygotowujący mój rocznik do konfirmacji. W trakcie lekcji religii naśmiewał się z dziewczyny z dysleksją, obgadywał przy nas parafian, groził, że nie dopuści do konfirmacji osób, które nie opłaciły (dobrowolnego) podatku kościelnego, a krótkie nabożeństwo pogrzebowe, po śmierci mojego taty wycenił na „jedyne” 2000 zł. Był to człowiek tak uczciwy, że gdy zrobił nam sprawdzian z książki na temat historii luteranizmu i nikt nie zaliczył tego sprawdzianu pozytywnie, to i tak wpisał wszystkim 5 i 6, bo „jak to wygląda, żebyśmy mieli mieć gorsze oceny od katolików”. Zaś inny prawdziwy, porządny ksiądz ewangelicki, odmawiał chrzczenia dzieci z małżeństw mieszanych. Och! Jeszcze bym zapomniała o księdzu, który propagował jakieś idiotyczne historie o Julianie Ochorowiczu, tylko po to żeby nie powstało muzeum poświęcone tej jakże ciekawej postaci. Tak, bo Ochorowicza opętał diabeł i lepiej żeby jego stary dom przejął porządny luter, który przepędzi moce nieczyste.

Małżeństwo mieszane? A fe! Kto to widział! Jak księdzu wytłumaczysz, że bierzesz sobie innowiercę, że sprzeniewierzasz tradycję? A podobno w chrześcijańskim mniemaniu Bóg jest jeden, więc gdzie tu sens, gdzie tu logika, gdy widzisz jak ludzie hołdują przekonaniu, że to właśnie ICH wiara jest tą najbliższą i najmilszą Najwyższemu.

Brałam udział w konkursach biblijnych, raz nawet byłam na jakimś tygodniu ewangelizacyjnym, ale pamiętam z niego tylko klimaty w stylu ekstatycznych przemówień rodem z amerykańskich filmów dokumentalnych o baptystach, nawet mieli tam hot-dogi i zaprawdę powiadam wam, były to jedne z najsmaczniejszych bułek z parówkami, jakie miałam okazję spożywać. Jednak bułki chyba były za mało wymodlone, za mało było w nich Ducha Świętego, bo kolejne lata i kolejne doświadczenia wybiły mi z głowy religię i obchodzenie się z ludźmi „przykościelnymi” jak z jajkami.

Gdy byłam dzieckiem, to wierzyłam w słuszność głoszonych przez, nazwijmy to -starszyznę, idei i przesłań, ale nie można być naiwnym i ślepym całe życie. Protestanci uczą skrajnej pokory, która nie wiedzieć jak i kiedy przeradza się w jakiś rodzaj upodlenia, rób co masz robić i siedź cicho, bo Bóg, czyli my od ciebie tego oczekujemy. Do tego dochodzi prosta luterska arytmetyka- ten, kto ma pieniądze, to znaczy, że jest bardzo pracowity, a pracowity człowiek jest najbardziej ceniony w oczach protestanckiego boga, zatem ten, kto ma pieniądze jest miły protestanckiemu, jedynemu, słusznemu bogu. I tym oto sposobem, cichaczem ceni się cwaniaków i wyzyskiwaczy, zaś tym prostym ludziom, którzy pracują na ich bogactwa wciska się, że muszą być pokorni i powinni chylić głowy przed ulubieńcami Najwyższego.

Z perspektywy czasu patrząc na własne doświadczenia- nie żałuję konkursów biblijnych, bo dzięki nim przeczytałam całą tą księgę i zaczęłam myśleć bardziej otwarcie, zaczęłam pytać, kwestionować, co w gruncie rzeczy wyszło mi na dobre. Zaś wyrastanie w tak zróżnicowanym wyznaniowo środowisku, pozwoliło mi lepiej poznać naturę ludzką, która jest taka sama bez względu na to przed kim klękasz i kogo się boisz. Małostkowość i fałsz, wszędzie są takie same. I protestant i katolik potrafią się kajać tak samo, aby chwilę potem dać upust swojej prawdziwej naturze. Z tą różnicą jednak, że protestant robi to po cichu, niepozornie, bo jest interesowny i mimo wszystko chce zachować twarz, a katolik nie czai się zupełnie, bo konfesjonał tylko czeka aby unieść jego grzechy i puścić w niepamięć. Jedni i drudzy zawsze są przekonani o nieomylności i słuszności własnej wiary, którą skądinąd należy narzucać innym, więc nieustannie trwają ciche walki o rzędy dusz. A kto kupił sobie Twoją duszę?

3 uwagi do wpisu “Fakty, nie mity, o ludku luterskim.

  1. mrcookiemstr

    W podstawówce doświadczyłem epizodu głębokiej wiary. Czytałem mądre książki. Słuchałem uczonych w piśmie. Przyszedł jednak taki moment w którym ta cała układanka zaczęła się sypać. Obserwacja rzeczywistości dostarczała kolejnych wątpliwości. W kościele zastałem pustkę po bogu.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s