Maturzysta czy matołrzysta?

Dzisiaj rozpoczynają się sławetne matury, okupione podobno ciężką pracą, która w dobie pandemii stała się jeszcze trudniejsza, generalnie droga przez mękę jakich mało. Z przerażeniem słucham od kilku tygodni o tym, jak bardzo okrojone mają być matury. Nie dość, że poziom egzaminów dojrzałości (he he!) jest żałosny już od wielu wielu lat, tak teraz osiąga powoli dno.

Kiedy ja zdawałam maturę, już wtedy było kiepsko, bo wystarczyło mieć 30% poprawnych odpowiedzi aby zdać, przez co niejeden tłumok wyszedł z egzaminów z tarczą. Niejeden się chełpił, bo zaliczył na 31% i to z Wiedzy o Społeczeństwie! Oczywiście matematyka nie była wtedy obowiązkowa, więc odsetek zdających był jeszcze wyższy. Z rozbawieniem słuchałam późniejszych utyskiwań, żeby matematyka nie była podstawowym przedmiotem na maturze, bo nie każdy ma ten wyjątkowy dar, aby nauczyć się liczyć. W sumie po co komu matematyka… -aż boli, gdy piszę te słowa. Matematyka nie jest trudna, tylko wymaga precyzyjnego myślenia i jasnego wytłumaczenia, tylko tyle i aż tyle. W naukach ścisłych nie ma miejsca na mataczenie i lanie wody, a przecież to jest najbardziej cenione w naszym narodzie, w całym systemie edukacji. Musisz umieć wstrzelić się w klucz odpowiedzi, musisz wiedzieć co autor miał na myśli, ale umiejętność wyliczenia prostej nierówności jest feee. Gdy przygotowywałam się do matury z języka polskiego, polonista, pan Edward, człowiek tzw.starej daty stwierdził, że będzie mi trudno zdać na wysokim poziomie, bo myślę zbyt krytycznie i zbyt samodzielnie. Na szczęście zdałam bardzo dobrze wszystkie egzaminy, ale jego uwagę pamiętam do dziś, bo w ten sposób dał mi do zrozumienia, co sam myśli o maturach, o tym, że nie akceptuje się tego, co odbiega od schematu.

Nie zapomnę też, gdy profesor prowadzący wykłady z andragogiki zauważył, że poziom wiedzy maturzystów z okresu międzywojennego, czy z czasów II wojny, był sporo wyższy niż poziom wiedzy obecnych magistrów. Wtedy ogólnie poziom nauki był zdecydowanie wyższy, więcej się wymagało od młodych ludzi. Mimo wojny, biedy, niepewnej przyszłości, a przede wszystkim- mimo braku komputerów i Internetu, młodzież była w stanie uczyć się, zdawać egzaminy i poszerzać swoją wiedzę. Więc, co z tobą jest nie tak współczesna młodzieży, że nie potrafisz wykorzystać tych możliwości, które masz? Pandemia zamknęła was w domach? A co mieliście lepszego do roboty w tym czasie niż wykorzystanie Internetu, zasobów bibliotek online, żeby się uczyć? Co było ciekawsze ponad strony internetowe, blogi i kanały youtube, które mogły służyć za darmowe korepetycje? No tak, nauka jest męcząca, więc trzeba było się odstresować patrząc bezmyślnie na patostreamerów lub programy Naked Ass Island.

Najgorsze jest to, że obniżający się poziom nauczania w szkołach przekłada się na uniwersytety, które również muszą(?) dostosowywać swoje wymagania do poziomu wiedzy obecnych abiturientów. W innym przypadku wiele osób w ogóle nie dostałoby się na studia lub ponad połowa świeżo upieczonych studentów nie dotrwałaby do pierwszej sesji egzaminacyjnej.

Kilka miesięcy temu przeczytałam w pewnej książce ( zabijcie mnie, tytułu nie pamiętam) traktującej o edukacji osób dorosłych, że tak naprawdę ludzie przestają poszerzać swoją wiedzę ledwo tylko ukończą szkołę. Wyjątek stanowią jednostki, które kariera zawodowa zmusza do ciągłego dokształcania się, jednak zdobywania kolejnych papierków i certyfikatów nie utożsamiałabym z wiedzą, jako taką. Tym oto sposobem rosną rzesze super specjalistów, o bardzo wąskim spojrzeniu na świat- wiem tyle, ile jest mi potrzebne do podtrzymania mojego statusu i wizji świata, nic ponad to.

Powoli zaczyna u nas dominować niemalże amerykańska wizja nauczania-kreatywność i indywidualizm ponad wszystko, każdy jest urodzonym geniuszem, a wiedza nie jest taka potrzebna. Lada chwila na naszym podwórku pojawią się zdolni twórcy, którzy nie będą w stanie pokazać na mapie, gdzie jest Polska, z jakimi państwami graniczy albo jaki jest wzór chemiczny wody. No w sumie po co to wiedzieć, skoro to jest w Internecie…

Między innymi dlatego trudno być teraz pedagogiem, bo wizja wymagań wobec dzieci i wobec systemu edukacji jest zupełnie inna niż ta wyniesiona ze studiów. Nie znoszę partactwa, gnuśności, kombinatorstwa i upolityczniania. Nie godzę się na wybiórczość i odtrącanie tego, co jest niewygodne dla jaśnie nam panującej polityki. Nie zgadzam się na obniżanie wymagań, bo my, ludzie, jesteśmy po to, aby stawiać sobie poprzeczki coraz wyżej.

Mała aktualizacja- polecam wysłuchanie reportażu „Pan Tadeusz” na więziennym spacerniaku- matury wczoraj i dziś autorstwa Jakuba Tarki. Reportaż ukazał się w trójce kilka godzin po opublikowaniu przeze mnie niniejszego wpisu.

https://www.polskieradio.pl/9/325/Artykul/2727200,Pan-Tadeusz-na-wieziennym-spacerniaku-%E2%80%93-matury-wczoraj-i-dzis-Reportaz

7 uwag do wpisu “Maturzysta czy matołrzysta?

      1. Młodzież nie byłaby taka, gdyby odpowiednio ich ukształtować, zamiast liczyć na jakiś cudowny samorozwój, którego fundamentem jest bezstresowe wychowanie i pozostawianie im wolnej ręki. Dzisiejsza młodzież jest w jakiś sposób miarą porażki dorosłych, niestety.

        Polubienie

  1. Problemem nie jest sama młodzież, która rzekomo jest inna, niż była niegdyś, bo ludzie jako tacy biologicznie nie zmienili się zbytnio od czasu zejścia z drzewa. Problemem jest model edukacji oraz związane z nim panujące obecnie w świecie gusła egalitaryzmu. Zgodnie z nimi zakłada się, że wszyscy muszą zdobyć wykształcenie, zatem poziom nauczania należy tak dopasować, aby mieścili się w nim wszyscy, także najmniej zdolni. W praktyce studia przestały być elitarne, dziś uniwersytety nie kształcą już elit.

    Współpracując niegdyś z jedną z uczelni wyższych, na własne oczy widziałem, jak studentów „kolanem”, na siłę przepycha się przez kolejne semestry, byle studiowali dalej. Nieraz pracownicy naukowi żalili mi się, że otworzyli nowe kierunki, a mało jest chętnych, i jakie to wygibasy nie robią, żeby chętnych przyciągnąć. A potem oczywiście utrzymać ich tam jak najdłużej, bo za studentem idą pieniądze oraz etaty dla owych wykładowców.

    Matura powinna być wyłącznie dla tych, którzy chcą kształcić się dalej, i być pierwszym sitem, które wyłoni najlepszych. Ci powinni studiować. Nie wszyscy muszą mieć koniecznie wyższe wykształcenie. Namnożenie magistrów wcale nie przyniosło nam dobrobytu, za to w imię tych guseł zniszczono w Polsce szkolnictwo zawodowe, niesłusznie uznawane za gorsze, wyśmiewane, że niby tylko tłumoki idą do zawodówek.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Niestety, też byłam świadkiem przepychania studentów, mało tego spotkałam się z sytuacją, kiedy studentka podniosła głos na profesora, który nakazał przeczytanie całej książki na kolejne zajęcia, wynegocjowała że wystarczą 4 strony… W innych czasach ta dziewczyna wyleciałaby z hukiem. Notorycznym problemem było pstrykanie sobie selfi podczas wykładów i wykłócanie się o ilość materiału do przerobienia, zdarzało się, że studenci bezczelnie domagali się ujawnienia jakie pytania będą na egzaminie, przykłady można mnożyć w nieskończoność. Dożyliśmy czasów papierkowych elit, które nie potrafią sobie pomalować mieszkania, więc czekają 3 lata na fachowców po zawodówkach, tak tępionych swego czasu.

      Polubienie

Odpowiedz na Starszy Wajchowy Anuluj pisanie odpowiedzi

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s