O sługach i panach. O równych, równiejszych i nietutejszych.

Tak wiele mówi się o szeroko pojętym egalitaryzmie, o walce z nierównościami społecznymi i dyskryminacją kobiet, czy mniejszości seksualnych lub etnicznych. To wszystko słowa, słowa, słowa, czcza gadanina ludzi, którzy sami oczekują pokłonów i bicia się w piersi. Nigdy nie będzie równości między ludźmi, zawsze ktoś będzie mieć więcej, lepiej lub gorzej od nas. Jednak nie zamierzam roztrząsać teraz kwestii równości w wymiarze ekonomicznym.

Równość i poczucie godności idą ze sobą w parze, nie istnieje jedno bez drugiego, dlatego nie da się realizować w praktyce egalitaryzmu, tak długo dopóki jednostki same pozbawiają się godności. Bo godność to nie pieniądze, stanowisko, czy wykształcenie, to prawo do bycia najlepszą wersją siebie i realizacja siebie w taki sposób, na jaki pozwalają nam okoliczności i własne chęci. Godność, to szacunek do siebie, to wewnętrzna duma- nie mylcie jej z zadufaniem i egotyzmem! Brzmi pięknie i wydaje się być takie łatwe, więc dlaczego jest odwrotnie? Bo przeciętny człowiek albo naburmusza się przez rozdęte ego i realizuje politykę- „na kolana psie, bo jam jest twój nieomylny pan” albo stawia siebie w pozycji tego łaszącego się psa z podkulonym ogonem, ponieważ przed nim stoi ktoś ważniejszy. Jedna jak i druga postawa jest szkodliwa i nie ma nic wspólnego z szacunkiem oraz budowaniem partnerskich relacji.

To co myślimy sami o sobie odbija się w uczynkach osób, które nas otaczają, zatem tak długo jak czujesz się gorszy lub lepszy nie uda ci się stworzyć zdrowych relacji międzyludzkich. Musisz czuć siebie, nie w kategoriach góra-dół, dobro-zło, lecz- ja jestem, żyję i realizuję się jako człowiek. To jest po prostu człowiek, jak każdy inny– zawsze starałam i nadal się staram realizować taką wizję, mimo, że nie jest to łatwe. Staram się znaleźć z każdym jakąś nić porozumienia, nawet gdyby jedynym wspólnym nie wywołującym konfliktów tematem miało być opowiadanie o pogodzie. Jednak są sytuacje napięciowe i niezręczne (nie dla mnie), gdy mam do czynienia z osobami przyzwyczajonymi do tego, że większość traktuje ich nabożnie, w zetknięciu ze mną tracą rezon- jak się odnieść do osoby, której nie interesują ich bogactwa, zaszczyty, tytuły, wiek czy pochodzenie? Bo mnie interesuje człowiek, nie otoczka, nie misternie budowany z emocji i wrażeń pancerz, istotne jest, co masz do powiedzenia, jakie doświadczenie i jakie wartości intelektualne/duchowe wnosisz w relacje z drugim człowiekiem. Nie dam się zakrzyczeć, ale nie dam się też obłaskawić miłymi słówkami.

A co gdy mam do czynienia z ludźmi łaszącymi się, którzy sami odzierają się z godności? Takie osoby wywołują u mnie chęć potrząśnięcia nimi i wykrzyczenia prosto w twarz- wstań z kolan i unieś głowę! Mam jednak świadomość tego, że do takiej rewolucji, do powstania z kolan, trzeba dojrzeć, bo nikt tego za Ciebie nie zrobi, żaden coach i afirmacje nie pomogą, jeżeli dalej hodujesz w sobie sługę i żebraka. Trzeba jednak uważać, aby nie wpaść ze skrajności w skrajność, by nie stać się dziadem, z którego zrobił się pan- jak to jest w znanym powiedzeniu.

Każda transformacja musi być celowa i głęboka, człowiek powinien dążyć do trwałych zmian, a takie wymagają najwięcej trudu i poświęcenia. Współczesny człowiek chce wszystko na szybko, na już, żeby efekty były widoczne natychmiast. Dlatego najpopularniejsze są poradniki w stylu „5 kroków do nowego siebie” „Nowy ty w 14 dni” „Jak schudnąć w 3 dni”. Najlepiej zagłuszyć się poradnikami i pominąć wewnętrzny głos, powodzenie gwarantowane.

Nigdy nie chodź na skróty, szczególnie w pracy nad sobą, nie traktuj siebie powierzchownie i po macoszemu, bo wszyscy wokół będą Ciebie traktować tak samo. I nie bądź jak Prezes*, po prostu.

*tak, ten Prezes z załączonego opowiadania

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s