Nie było mnie tu kilka tygodni i to nie z powodu super wyjazdu, długiego urlopu i grzania tyłka w skwarze, ale z powodu pracy. Zmiana pracy i pewien, nazwijmy to-kryzys „pisarski” zeszły się ze sobą w czasie. Odżegnywałam się wielokrotnie, że pracę w zawodzie pedagoga mam już za sobą, że idę inną drogą, a tu ciach! Wróciłam na stare tory, nie z przymusu rzecz jasna, ale doszłam do takiego momentu w życiu kiedy zdałam sobie sprawę, że właśnie ta profesja, to jest to, na czym się znam, co potrafię najlepiej i co odpowiada mojemu temperamentowi. Nie lubię siedzieć w biurze od jednej kawki do kawki, gapić się w monitor i modlić się do boga Excela, już nawet nie wspominając o tym jak wysiada przy tym kręgosłup.
Ludzie jak to ludzie- wkurzają, mój introwertyzm boli, ale z innej strony jest potężna ciekawość drugiego człowieka, że może w całym bagnie znajdzie się jakaś stokrotka, że na zasadzie wymiany doświadczeń, poglądów dowiem się czegoś więcej o sobie i o świecie. Nie mam ochoty naprawiać wychowanków, nie zamierzam im mówić jak mają żyć, chcę tylko pomóc im lepiej poznać swoje mocne strony, bo zadaniem pedagoga jest towarzyszyć na pewnym etapie ekstrawaganckiej podróży jaką jest życie. Właśnie- TOWARZYSZYĆ, nie urabiać, NIE prowadzić za rączkę, NIE wyręczać i NIE narzucać własnego zdania.
Są plusy i minusy tych zmian. Jednym z minusów jest to, że musiałam założyć znooooowuuuuu konto na facebooku, bo oczywiście w tych czasach inaczej nie można się komunikować. Zaś na plus jest to, że trafiłam na bardzo sympatycznych ludzi, przynajmniej na razie wydają się takimi być. Kolejny plus- nie pracuję w szkole, więc nie dotyczą mnie problemy, które roi pan Czarnek (i oto zagwozdka dla Was-jak można być pedagogiem, który nie podlega pod MEiN).
Co do zastoju związanego z pisaniem, to zaczęło się od myśli- po co to robię, przecież nikogo nie interesuje to, co myślę i o czym piszę, bo to inna tematyka ma większe wzięcie, a tu się znajdują tylko wypociny jakiejś babki, ani to o związkach, ani o dzieciach, ani o kosmetykach czy miłosnych perypetiach. Takie oto cuda niewidy, ni przypiąć ni przyłatać. W końcu doszłam do siebie, że przecież nie zakładałam tego bloga dla jakiejkolwiek popularności albo żeby żyć z pisania, tylko dla własnej przyjemności, żeby spisać myśli, którymi i tak nie mam się z kim podzielić w rozmowie, więc ten blog to rozmowa z moją wewnętrzną Agatą.
Tak, czy inaczej, wszystkie zmiany zbiegły się w czasie z moimi 33 urodzinami, więc przeznaczenie dało o sobie znać. Jestem ciekawa co będzie dalej, nie boję się zmian, wręcz ich potrzebuję, tylko czy za jakiś czas nie będę pluć sobie w brodę? Tego nie wie nikt, ale życie jest za krótkie żeby stać w miejscu, dlatego ruszam…
C.D.N.
