Upłynął rok od Covidowej przygody w moim domu i z zaskoczeniem stwierdziłam, jak bardzo przez ten czas zmieniło się moje podejście do tej psychopompy strachu. Dzisiaj pokusiłabym się o wyłonienie kilku etapów, przez które przechodziłam od początku epidemii/pandemii.
Pierwszy etap nazwijmy go roboczo- „A tam!”- kilka przypadków na całą Polskę, pewnie zanim się rozprzestrzeni to już będzie po wszystkim.
Drugi etap- „Drożdżowe Zombie”- lekkie ukłucie paniki w momencie, gdy chciałam kupić drożdże i okazało się, że jest to towar nad wyraz luksusowy, podobnie jak jego odpowiednik w proszku. Zastałam puste półki w sześciu sklepach, nie było mąki, ryżu, makaronu, drożdży, wódki i spirytusu. Za to połasiłam się na pomarańcze i jabłka.
Trzeci etap- „Wystraszony chojrak”- robiłam dobrą minę do złej gry, udawałam, że wszystko jest ok, a w rzeczywistości zmagałam się z lękiem, bo widziałam niemalże wszystkie objawy choroby u siebie.
Czwarty etap- „Covid właściwy”- mąż gorączkujący ponad tydzień, kaszlący jakby miał wypluć płuca, nasłuchiwanie jak oddycha w nocy. Ja z lekką zadyszką i ropniem na dziąśle. Jedyna myśl- byle uniknąć szpitala.
Piąty etap- „Szczepionkowy zamordyzm”- czekanie na szczepionkę i fiksacja, że „WSZYSCY MUSZO SIE SZCZEPIĆ”, zaczęło mi się udzielać myślenie w kategoriach my-oni. My zaszczepieni ok- niezaszczepieni to ludzie gorszego sortu, śmierć na dwóch nogach.
Szósty etap- „Trzeźwy umysł”- kompletne odcięcie się od portali informacyjnych i wiadomości w telewizji, świat wygląda zupełnie inaczej. Przechodzą lęki i fiksacje, pozwalam sobie i innym spokojnie żyć. Uważnie obserwuję, filtruję informacje i wyciągam wnioski. Dostrzegam matactwa i szereg niekonsekwencji zarówno władzy, jak i promowanych w mediach ekspertów. Kilka dni temu, gdy usłyszałam zdanie, że „antyszczepionkowcy powinni być obciążani kosztami leczenia szpitalnego” pomyślałam tak, „bądźmy konsekwentni- w takim układzie osoby z różnego rodzaju późno wykrytymi nowotworami niech także płacą za leczenie szpitalne, bo zapomnieli o profilaktyce, zawałowcy/miażdżycowcy niech bulą za otłuszczone od lichego żarcia tętnice, alkoholik z marskością wątroby niech wyskakuje z kasy za lata picia, a co jeśli złamałeś nogę podczas rowerowej wycieczki? To płać, bo pewnie nieostrożnie jechałeś. Wszystko to twoja wina!”
Eksperci grzmią, że chorzy uniknęliby ciężkiego przebiegu choroby, gdyby wcześniej zgłosili się do lekarza- znowu wpędzanie w poczucie winy. Ilu z tych pacjentów nie mogło wyżebrać nawet teleporady w ciągu 24h od telefonu do przychodni? Czy ktoś prowadzi takie statystyki? Mojemu mężowi, zajęło 2 dni żeby dodzwonić się do przychodni i aby usłyszeć, że termin najbliższej teleporady wypada za tydzień. Moja mama czekała 5 dni, żeby dostać czterocyfrowy kod recepty na leki, które stale przyjmuje. Tak, niewątpliwie to jest wina Systemu. Także jak spotkacie go na ulicy, to dajcie mi znać- sklepię mu mordę- temu Systemu, nieważne czy to będzie blond łepetyna, czy łysy jajowaty łeb. Manto musi dostać.
Kolejna zagadka- od początku pandemii była mowa o tym, żeby jak najszybciej wynaleźć szczepionkę, temat leku był niewygodny, więc gdzie tu logika? Gdy pojawiały się sygnały, że jakiś farmaceutyk dobrze rokuje, zaraz uciszano temat.
Dlaczego do dziś nie doczekaliśmy się specjalnych kontenerów na zużyte maseczki?
Pytania bez odpowiedzi mogłabym mnożyć zapewne bardzo długo. Ktoś by powiedział- zaufaj autorytetom medycyny, tylko jak to zrobić jeśli autorytet nie różni się niczym od chorągiewki na wietrze?
Ale co tam Sars-Covid-Kit-19! Ważniejsze jest teraz ratowanie TVNu niż czegokolwiek innego…
Maszeruję w stronę sklepu. Idę wolnym krokiem. Obserwuję ludzi. Przed wejściem prawie każdy sięga do plecaka, torebki, teczki, kieszeni celem wydobycia maseczki. Mało komu przeszkadza fakt, że to coś pozostaje w użytku przez długie miesiące, dotyka różnych powierzchni, a ostatecznie znajdzie się kilka milimetrów od twarzy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba