-Nikomu Cię nie oddam.
-Nie martw się. I tak nie ma chętnych.
-Taa, już się ustawiają w kolejce.
Tup tup tup, wychodzę z pokoju, otwieram drzwi mieszkania na oścież i wystawiam głowę. Pusto (nie w głowie, tylko na korytarzu) .
-Nikogo nie ma. Znów to ja miałam rację. *
*Scena oparta na najautentyczniejszych faktach historycznych z ostatniego weekendu.
Słodziaśna jest taka udawana zazdrość w obliczu braku konkurencji. Doceniam, że mąż się stara podtrzymać tego typu iluzje w naszym związku. Kilka miesięcy temu był jeden taki odważny, który usiłował mnie poderwać o tak (panowie, nie popełniajcie tego typu błędu):
– Bo wiesz co tak sobie myślę,że Agnieszka jest zajęta, ma męża i dzieci, a ciebie lubię. Tak, w ten sposób LUBIĘ…
-Ja też mam męża.
-Aha, no to trudno.
Miło zostać wybranką serca na zasadzie eliminacji. A może wcześniej jeszcze sobie zrobił wyliczankę,
Raz dwa-Agnieszka męża ma
Trzy cztery- nie lubię grubej Izabeli
Pięć sześć- z Gosią 7 nieszczęść
Siedem osiem-ledwo trawię Zosię
Dziewięć dziesięć- nie mam rymu, ale padło na Agatę, bo więcej kobiet nie ma w tym biurze i w ogóle lepszy rubel w garści niż dolar w dupie.
Samo życie.
Miłego tygodnia dla wszystkich! 😉