
Owszem, oczy Was nie mylą, Szatan piszę dużą literą na pohybel poprawności językowej i religijnej. Dziś jednak nie będę się wybebeszać intymnie, nie będę pisać o tym w co lub w kogo wierzę i kogo wołam, gdy się uderzę tam, gdzie przechodzi prąd.
Kilka miesięcy temu media obiegła smutna wiadomość – zmarł Roman Kostrzewski. Ja również pisałam na ten temat na swoim blogu. Myślałam wtedy, że Roman zostawił po sobie piękną spuściznę, którą z dumą poniosą przez świat jego fani i przyjaciele.
Jakże się wtedy myliłam!
Pod koniec czerwca dowiedziałam się z Facebooka o gównoburzy między członkami zespołu Kat&Roman Kostrzewski. Oczywiście każdy twierdzi, że zależy im na wypełnianiu woli Romana, na uczczeniu jego pamięci i na kontynuacji jego dzieła. Nagle z jednego zespołu powstały dwa-kaciątka z krótszym stażem w zespole czyli Jacek Hiro i Jacek Nowak oraz starzy wyjadacze Krzysztof Pistelok i Michał Laksa. Okazuje się, że najbliżsi Romkowi ludzie nie mają pojęcia o tym kim on był i czego tak naprawdę by chciał. Wygrywa ich ego, a nie głos z ciemności. Nie słyszą Romana, słyszą tylko własne słabości. Wszyscy ochoczo przerzucają się internetowymi oświadczeniami, każdy zgrywa rolę ofiary.
Roman tym czasem siedzi na tronie po prawicy Szatana i śpiewa ku jego uciesze.
Nie mnie oceniać czyja racja jest lepsza, ichsza, najwłaściwsza. Mnie jako fankę Romana i admiratorkę jego twórczości boli małostkowość i zachłanność ludzi, którym ufał. Nie oszukujmy się, w wielu budzi się hiena cmentarna łasa na każdy grosz oraz latami wypracowaną markę.
Nie wiem jaka była ostatnia wola Romana, ale myślę że jako prawdziwy przewrotny szatański umysł chciał, żeby każdy szedł swoją drogą, z szeroko otwartymi oczami i bystrym umysłem. Chciałby, żeby żywi doceniali rogatą ziemię, kwestionowali oczywistości i zawsze szli pod prąd. Tylko tyle i aż tyle.
Wszyscy bez wyjątku zniszczą tym konfliktem wszystko, co było budowane latami, ale taka już jest ludzka natura.
Ja zapamiętam Romana tak jak mi się przyśnił dwa miesiące temu-widziałam go jak śpiewał na scenie ustawionej na środku leśnej polany. Śpiewał do drzew, do łąk i zwierząt, oświetlając ziemię lucyferyczną dumą. I zapewniam Was- to był prawdziwy głos z ciemności.