Szanowni Państwo, postanowiłam użyć ciosu poniżej pasa wobec mojego (od jutra już byłego) szefa. Jako że mój organizm zbuntował się przeciwko systemowi i zaserwował mi zapalenie nerwu kulszowego, zostałam zmuszona do pójścia na L4 akurat w momencie, gdy miałam oficjalnie przejąć wszystkie obowiązki kierownicze. A niech ma! Szkoda tylko, że ja cierpię fizyczne męki.
Żarty żartami, ale właśnie tego obawiałam się najbardziej- wciąż z tyłu głowy świtała myśl, że w którymś momencie moje ciało powie, że nie zgadza się na taki tryb życia, na takie traktowanie i w końcu zastrajkuje. I stało się, nawet dość szybko. Najpierw poleciało w dół kilka kilogramów, ale usprawiedliwiłam to aparatem na zęby, który noszę od lutego. Siłą rzeczy musiałam nieco zmienić swoją dietę. Potem zaczęły się infekcje, jedna po drugiej, ciągłe osłabienie, poczucie że jestem wiecznie niedoleczona i potężna senność. Poranne wstawanie stało się dla mnie zmorą, czymś nie do przeskoczenia. I tak to wszystko powoli nawarstwiało się z dnia na dzień, z godziny na godzinę.
Tak naprawdę moja praca sama w sobie nie jest ani ciężka, ani skomplikowana, ani niewdzięczna. Problemem są, jak zawsze, ludzie, środowisko pracy. Notoryczna spychologia, lenistwo, kombinatorstwo, nieumiejętność przyznania się do błędów, robienie wszystkiego po najmniejszej linii oporu i to wszystko ubrane w miłe słowa i uśmiechy. Wiem, że nigdzie nie jest idealnie, ale czymś innym jest sytuacja w której w zespole pracowników trafi się 1-2 kombinatorów, a czym innym jest istne żmijowisko, do którego wchodzisz na jednym wdechu. Można sobie wiele rzeczy wmawiać, można się samooszukiwać, wyłączać emocje i starać się być „ponad to”.
Można, ale to jest zgubne.
Kilka tygodni temu zaczęłam wchłaniać filozofię stoicką. Wydawało mi się, że to jest odkrycie mojego życia, w dużym skrócie- nie warto przejmować się czymś co jest niezależne od nas. O tak, najlepiej robić swoje, a w resztę spraw nie angażować się emocjonalnie. Bardzo to piękne, szlachetne i takie oczywiste. To byłoby piękne, gdybyśmy wszyscy byli stoikami. Nie sprawdza się to w momencie, gdy inni ludzie próbują włazić w twoje życie z butami, gdy chcą organizować ci pracę i czas wolny, tak aby to ONI mieli wygodę, a nie ty.
Teraz próbuję wypracować własną filozofię, moje zen gniewu. Podstawy już mam- jestem wystarczająco wk…..a.
A Wy macie jakieś propozycje? 🙂
Przez wiele lat pracowałem nad tym, aby nauczyć się „nieprzejmowania”. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal są sytuacje, które potrafią mnie srogo wpienić i doskonale wiem co czujesz! Życzę Ci wiele zdrowia i osiągnięcia stanu zen 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję bardzo!
PolubieniePolubienie
No i tak to niestety jest, że jak człowiek wie, że nie powinien tak się poświęcać i funkcjonować, ale uzna, że może jednak da radę, może się przełęczy i organizm nie zauważy, to niestety organizm sam sobie wymusi przerwę. Szkoda, że musiałaś się pochorować i teraz cierpisz. Przynajmniej los uwolnił Cię od tej dziadoskiej pracy.
Uważam, że nie da się nie przejmować, jeśli pracujemy w biurze/ grupie/ zespole i nasza praca zależy od innych, od tego, czy zrobili coś w terminie, podpisali itd. Ile razy ja próbowałam się nie przejmować, a potem okazywało się, że jestem bardzo zależna od podpisiku innego działu, który zrobił to na ostatnią chwilę, przez co mi został jeden dzień na zrobienie całego projektu- i oczywiście obsówa w tym momencie to ,,moja wina”. I tak w kółko 😑
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To jest właśnie moja sytuacja z dzisiaj… Jedna sprawa leży odłogiem, bo nie ma podpisiku, nie ma piecząteczki, bo osoba odpowiedzialna za to lata po przedwyborczych spędach… Samo życie.
PolubieniePolubienie
Najgorzej jak kest się ,,na końcu łańcucha pokarmowego”, ale w sensie, że twój dział jest ostatnim etapem w procesie, bo wtedy wszystkie obsówy kumulują się u ciebie. Np mój stary dział produkcyjny był ostatni i zbierał opieprz za obsówy w dziale kupującym materiały, w dziale kontrolującym przychodzące materiały, w dziale zatwierdzającym tę inspekcję itd 😑 a my na końcu, obgryzający paznokcie, kiedy możemy w końcu zacząć, bo produkt był na przedwczoraj
PolubieniePolubienie