Bezdzietni kontra terror prokreacyjny

Powiedzcież, na cóż zdadzą się wam najsprawiedliwsze ustroje i podział dóbr, jeśli tymczasem sąsiadka rozmnoży się w dwanaścioro, kretyn z parteru zrobi babie swojej sześcioro, a na pierwszym piętrze z dwojga urodzi się osiem? Nie licząc Murzynów, Azjatów, Malajów, Arabów, Turków i Chińczyków. Hindusów. Czym są te wasze przemowy, jeśli nie gadaniną idioty, nie znającego dynamiki własnych genitaliów?

Czym są, jeśli nie gdakaniem kury, siedzącej na jajach- tej najstraszliwszej z bomb?” Witold Gombrowicz.

W ubiegłym tygodniu media zafundowały nam nowy wirus o nazwie „bykowe”. Nie zdziwię się, gdy właśnie bykowe wygra plebiscyt na „Słowo Roku 2019”, ale dziś nie o samym słowie, a o poruszeniu z nim związanym. 

Nie będę ukrywać, że należę do tych osób, które już płacą ukryte bykowe i są straszone dodatkowymi konsekwencjami wynikającymi z braku potomstwa. Dlaczego mój mąż i ja jesteśmy bezdzietni to nasza sprawa i nie mamy obowiązku tłumaczenia się z takiego stanu rzeczy, a odnoszę wrażenie, że duża część społeczeństwa wymaga od ludzi takich jak my usprawiedliwiania się ze wszystkiego, nawet z koloru skarpetek. Grzmiące echo bykowego skłania do rozpatrzenia kilku jakże istotnych problemów, które są zupełnie pomijane, a nie powinno tak być.

Pierwszą i zasadniczą kwestią, jest prawdziwa chęć posiadania potomstwa. Chęć, której istotą nie jest wymiar ekonomiczny czy presja społeczna. Pragnienie dziecka powinno dotyczyć w równym stopniu kobiety i mężczyzny, z tym że bardzo często ta chęć jest jednostronna i nie ma się co dziwić, tak jesteśmy ukształtowani. To kobiety mają większe ciśnienie na dziecko niż mężczyźni. Istnieje jednak druga strona medalu- ludzie, którzy po prostu nie chcą być rodzicami, brak im instynktu macierzyńskiego/ojcowskiego, brakuje im także przekonania i prawdziwej woli posiadania potomstwa. O ile mężczyzna nie pałający chęcią do przekazywania swoich genów nie jest odbierany bardzo negatywnie, o tyle kobieta deklarująca, że nie chce być matką jest stawiana na równi z narcyzami, egoistycznymi karierowiczkami albo dziwolągami. To my-kobiety częściej słyszymy, „że kiedyś nam przejdzie” „jak urodzisz to pokochasz” „jak zajdziesz w ciążę to instynkt macierzyński sam się pojawi” „kto ci poda szklankę wody na starość”. Trzeba zrozumieć, że nie wszyscy jesteśmy wystrugani jednym dłutem, każdy ma prawo chcieć innego życia niekoniecznie związanego z gromadką dzieci. Kobieta, czy mężczyzna decydujący się na bezdzietność to nie są ofiary chwilowej pomroczności jasnej, ale coraz częściej są to ludzie w pełni świadomi siebie, swoich potrzeb, ograniczeń i możliwości.

Kolejny aspekt to wrzucanie wszystkich bezdzietnych do jednego wora. Nieważne, czy twoja sytuacja wynika z takiej, a nie innej decyzji życiowej, czy jesteś bezpłodny lub obciążony jakąś chorobą i tak dostaniesz batem od społeczeństwa, szczególnie od prawicowych polityków. Adopcja? Dobre sobie, ludzi przeraża papierkologia i często niejasna sytuacja prawna dzieci. In vitro? Będziesz się smażyć w piekle razem z bezdzietnymi z wyboru. Chorujesz na coś? To nie jest wytłumaczenie- narażaj życie i zdrowie swoje i dziecka byle odbębnić prokreacyjny obowiązek.

I wreszcie to, co mnie najbardziej śmieszy to tłumaczenie, że nie będzie miał kto pracować na nasze emerytury. Po pierwsze- kto mi zagwarantuje, że te rzesze przyszłych dorosłych nie wyjadą z Polski i zamiast pracować na nas-starych, będą płacić podatki za granicą? Po drugie, patrząc pod kątem zdrowia i ekologii, to już teraz wychowujemy sobie przyszłych rencistów, którzy logicznie rzecz biorąc więcej wyciągną z budżetu niż do niego włożą. Po trzecie, nie ufam politykom i systemowi emerytalnemu, więc sama sobie odkładam pieniądze na emeryturę. Już teraz wielu rodziców ma na swoim utrzymaniu trzydziestoletnie dzieci, które nie potrafią rozsądnie i samodzielnie gospodarować pieniędzmi, więc nie sądzę żeby kolejne pokolenia miały być pod tym względem lepsze.

My bezdzietni nie dostajemy od państwa NIC oprócz pretensji i wciskania łap do naszych kieszeni. Nie mamy ulg, 500+, dodatków, zniżek do kina, czy na komunikację miejską. Dajemy swoją pracę, swoje składki, otrzymując w zamian terror prokreacyjny i kosmiczne ceny w sklepach ( przypominam , że za wszystko płacimy tym, co sami wypracujemy, bo rząd nam niczego nie daje). Zwolnienie z podatku osób do 26 r.ż. jest dla nas dodatkowym upupieniem, bo przecież ktoś teraz musi zarobić na to wszystko…

Część społeczeństwa tak ochoczo korzystająca z 500+, wyprawek i ulg zapomina o tym, że ich dzieci w przyszłości mogą żyć nie na zielonej wyspie, ale na cuchnącej pustyni, że do końca życia będą spłacać długi z dzieciństwa. Wszystkim współczesnym rodzicom pragnę przypomnieć, że nasi rodzice wychowywali nas bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa, nie mieliśmy nawet darmowych podręczników. Nikt nie wyciągał rąk po pieniądze, a mimo to nie biegaliśmy głodni i obdarci niczym dzikusy. Pieniądze tak ochoczo teraz rozdawane nie są w większości przypadków potrzebne do godnego życia, ale do bezgranicznego konsumpcjonizmu, bezmyślnego napędzania wyścigu szczurów i snobizmu.

Chciałabym też, żeby dziecko było dzieckiem, nie inwestycją, nie wymuszonym elementem życia albo zabezpieczeniem na przyszłość. Póki co, to widzę, że obecny rząd pod przykrywką ulg i przywilejów próbuje kupować plemniki i jajeczka, z których powstaną robotnicy odrabiający pańszczyznę. Presja rozrodu połączona z niechęcią do wpuszczania do Polski obcokrajowców, którzy mogliby u nas żyć i pracować, potwornie cuchnie… Brakuje jeszcze tylko współczesnego polskiego Lebensborn- ośrodka, w którym rodziliby się prawdziwi Polacy, wychowywani i kształceni dla przyszłości narodu. A my, bezdzietni? No cóż, przymusowa prokreacja lub łagry?

2 uwagi do wpisu “Bezdzietni kontra terror prokreacyjny

  1. mrcookiemstr

    Dział finansów poruszał się po korpo biurze w zwartym szeregu. Do kuchni udawano się o nietypowych godzinach aby wypić kawę, coś przekąsić no i porozmawiać o tym czy tamtym. Ekipa składała się w większości z pań. Mijając je trudno było powstrzymać się od spojrzenia na tą czy tamtą. Zostawmy jednak ten aspekt. Starsze koleżanki udzielały rad i porad młodszemu pokoleniu. Kwestia potomstwa była jednym z topowych tematów. Mnie dziwił fakt, że mieliśmy nasty rok nowego millenium, a w społeczeństwo jakby tkwiło w średniowieczu.

    Polubione przez 1 osoba

    1. To jest standard, ja pierwsze co usłyszałam od „koleżanek” w nowej pracy to-ile masz dzieci? Nie masz, a dlaczego? Kto ma z tym problem ty czy mąż?
      Jedna z nich nawet zaoferowała, że się za mnie pomodli w tej intencji, jakby swoich nie miała.
      No cóż, baba babie wilkiem.

      Polubienie

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s